Ziemia Kłodzka to malowniczy zakątek, położony na południu, naszego kraju. To region obfitujący w zabytki architektoniczne a także osobliwości przyrodnicze. Z uwagi na te walory jest to miejsce, do którego z chęcią się powraca. Kotlina Kłodzka i otaczające ją, sudeckie, pasma górskie to wymarzone miejsce na wypoczynek. Obecność w tym regionie 11 rezerwatów i kilku pomników przyrody świadczy o walorach przyrodniczych regionu. Górskie powietrze, wspaniałe widoki i mnogość, krystalicznie czystych, źródeł wód leczniczych to wizytówka regionu. To wszystko sprawia, że od dwóch lat z chęcią odwiedzam to miejsce i za każdym razem odkrywam je na nowo, rejestrując za pomocą aparatu fotograficznego, przyrodnicze, bogactwo tego zakątka kraju. Zdjęcie zamieszczone na stronie głównej, zrobiłem jesienią zeszłego roku, na terenie Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego. Górnoreglowy bór świerkowy porastający zbocze Śnieżnika i przedzierające się przez konary promienie wschodzącego słońca to wdzięczny temat do fotografowania.
Góry są piękne o każdej porze roku a pogoda w nich potrafi być zmienna i nieprzewidywalna…
W odróżnieniu od łagodnego klimatu kotliny, klimat wyższych partii Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego wraz ze wzrostem wysokości staje się bardziej surowy. Doskonale widać to po zmieniającym się wraz z wysokością krajobrazie i szacie roślinnej. Gdy w dolinie panuje już wiosna i wszystko wokół się zieleni, w górnych partiach Śnieżnika zalegają jeszcze miejscami dość pokaźne warstwy zbitego śniegu. Głębokość jego warstwy może miejscowo sięgać nawet 1 m. Podobnie jesienią, gdy w kotlinie panuje słoneczna i ciepła pogoda na, usłanej kamiennymi pozostałościami po wieży widokowej, kopule Śnieżnika warunki mogą radykalnie się zmienić, o czym miałem przekonać się wkrótce.
Prognozy mimo panującego od dłuższego czasu zachmurzenia i padających deszczy były obiecujące – na Dolnym Śląsku miało się przejaśnić. Decyzja o wyjeździe zapadła niemal natychmiast. Przez całą drogę do Kletna towarzyszyły mi chmury i deszcz. Cóż mam prawie tydzień czasu na realizację projektu a przecież padać nie będzie wiecznie.
Brak pogody następnego dnia pozwolił na zrealizowanie w pierwszej kolejności pleneru w jaskini. To była, jak się okazało, trafna decyzja. Kilka razy odwiedzałem to miejsce w celu gromadzenia materiału do albumu, ale tego jesiennego, ponurego, poranka w jej wnętrzu miałem okazję zobaczyć fantastyczny spektakl. Już od początku zaskakujący, dla mnie, był poziom wody w jaskini. Tym razem foliowa ochrona na sprzęt fotograficzny naprawdę zdała egzamin. Przesączająca się przez strop jaskini woda miejscami sprawiała wrażenie padającego, pod ziemią, deszczu. Misy martwicowe wypełnione po brzegi, krystalicznie czystą, wodą i woda spływająca ze stalaktytów i kaskad to wspaniałe widowisko. Straciłem poczucie czasu…rozpoczął się ruch wycieczek, więc pora się zwijać. W pokoju u Artura (dyrektora jaskini) przeanalizowaliśmy materiał z tej sesji i ustaliliśmy strategię pleneru w Śnieżnickim Parku Krajobrazowym (dwa dni później jaskinia już tak nie pracowała). Po południu zaczęło się przejaśniać a noc była bezchmurna i zimna. W sobotę poranna pobudka. Z Arturem podjechaliśmy pod jaskinię a kilka minut później dotarł Jeepem Darek. O…, to będzie wycieczka tym bardziej, że aura dopisuje. Jest mroźny poranek, czyste niebo i szron. Pomoc Darka okazała się niezastąpiona. Zrobiliśmy plener na Śnieżniku, po drodze i na Czarnej Górze – kawał dobrej roboty. Następnego dnia wybrałem się sam z zamiarem przenocowania w schronisku, chciałem zrobić kilka ujęć zachodu słońca i następnego dnia wschodu. W drodze do schroniska pogoda była obiecująca. Podczas podchodzenia na szczyt Śnieżnika od czeskiej strony zaczęły nadciągać chmury a wiatr przybierał na sile. No cóż zachodu słońca raczej nie zobaczę, ale mimo to może warto dojść na szczyt i zobaczyć, co będzie działo się dalej.
Wszedłem w obszar chmur, zrobiło się ponuro, zimno i wilgotno a widoczność z każdą chwilą była coraz gorsza. Po drodze spotkałem dwoje turystów. Dotarłem do kamiennego kopca, pozostałości po wieży widokowej, na kopulastym szczycie Śnieżnika. Rozstawiłem statyw i poszedłem po aparat, który miałem w plecaku kilka kroków dalej. Jakież było moje zdziwienie, gdy obróciwszy się stwierdziłem brak statywu w miejscu, w którym go ustawiłem. Zdmuchnął go podmuch wiatru…uff, ale szczęście, że nie było na nim aparatu. Zrobiłem kilka ujęć, majaczących we mgle, kamieni i podjąłem decyzję o powrocie. Nici z zachodu słońca i jak się okazało ze wschodu także nic by nie wyszło. Przyszło nagłe załamanie pogody. Mimo to wyjazd i tak był udany. Uzupełniający materiał do albumu o „Jaskini Niedźwiedziej” zgromadziłem a album już w połowie marca powinien ukazać się drukiem.
Jeszcze nie raz odwiedzę te strony by cieszyć oczy pięknem krajobrazu i różnorodnością przyrodniczo – geologiczną masywu Śnieżnika. No i te przepiękne wschody i zachody słońca…mam nadzieję, że tym razem będę miał okazję je utrwalić.
o kurcze….. to jest własnie to co lubia tygryski, mgła ,góry….. naprawde czytam z zona twojego bloga!!! ciekaw jestem co napiszesz o Tatrach juz nie moge sie doczekacz Wrzesnia…..
Jedno z wielu niesamowitych zdjęć jakie zrobiłeś. Ale tu co ciekawsze widac jak ich autor w sposób bardzo dyskretny komponuje się z otoczoniem i niesamowitym klimatem tego miejsca. Jestem pod wrażeniem.