Dzień pierwszy: 8 maja 2011 r. – nadszedł dzień, planowanego przez nas od jakiegoś czasu, wyjazdu. Do tej pory zawsze wypadało coś, co nam to uniemożliwiało – ale nie tym razem. Po chłodnym i śnieżnym majowym weekendzie pogoda się ustabilizowała i niedzielny poranek przywitał nas słońcem. Zapakowaliśmy się do samochodu i o 7:00 ruszyliśmy w trasę. Podróż przebiegała spokojnie a pogoda zapowiadała się przyzwoicie. No może troszkę wiało… Dojeżdżając do Krakowa w oddali rysowały się już szczyty Tatr – cel naszej podróży. Z każdym kilometrem przybliżał się do nas wspaniały widok na ośnieżone tatrzańskie szczyty. Prawdopodobnie będziemy musieli zweryfikować wcześniejsze plany z uwagi na majowy atak zimy, ale to okaże się już na miejscu. W tej sprawie decydujący głos będzie miał Darek. To był oczywisty wybór z uwagi na to, że Darek często tu gości – więc będzie przewodnikiem. Ja z Maćkiem będę koncentrował się na fotografowaniu tatrzańskich plenerów, no i coś tam w razie potrzeby podpowiem podczas, wspólnego, fotografowania. Zanim dotarliśmy na kwaterę odwiedziliśmy Krupówki. Zaopatrzyliśmy się w kijki trekkingowe, bo mogą być przydatne patrząc na białe grzbiety gór.
Z Zakopanego ruszyliśmy dalej. Po drodze zrobiliśmy pierwsze fotki tatrzańskich szczytów. Troszkę wiało a ośnieżone szczyty wyglądały majestatycznie. Zjedliśmy pyszny obiadek i popołudniu dotarliśmy na naszą kwaterę w Murzasichlu. Dzień pierwszy minął na zwiedzaniu okolicy.
Dzień drugi: Celem wycieczki jest Gęsia Szyja skalisty szczyt reglowy na wysokości (1489 m n.p.m). Trasa w sam raz by się zaaklimatyzować. Po wejściu na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego szlak prowadzi przez świerkowy las łagodnie pod górę. Soczysta o tej porze roku zieleń miesza się z żółcią kwitnącej miejscami kmieci błotnej, która opanowała podmokłe obszary lasu. Po jakimś czasie dotarliśmy do miejsca, w którym szlak podąża pod górę bardziej stromo niż dotychczas. Schodkami docieramy do Kaplicy Matki Boskiej Jaworzyńskiej Królowej Tatr na Wiktorówkach. Tu krótki odpoczynek przy herbatce i dalej w drogę na „Rusinkę”.
Rusinowa Polana to wspaniałe miejsce widokowe. Można z niej podziwiać panoramę na Tatry Wysokie i Tatry Bielskie. Niestety nie udało mi się sfotografować wypasu owiec ( może następnym razem…). Dalej dość stromym podejściem ruszyliśmy na Gęsią Szyję. Na skalistym szczycie spędziliśmy trochę czasu podziwiając i fotografując, otaczające nas, tatrzańskie pasma.
W popołudniowym słońcu, w drodze powrotnej, jeszcze jakiś czas spędziliśmy na opustoszałej już polanie. Trochę zmęczeni i spaleni przez słońce wróciliśmy na kwaterę. Jutro czeka nas trudniejsza trasa.
Dzień trzeci: To miała być dość długa i męcząca wyprawa, ale obfitująca we wspaniałe widoki. Z nad Morskiego Oka mieliśmy przejść szlakiem przez Rówień nad Kępą, Świstówkę Roztocką i Świstową Czubę do Doliny Pięciu Stawów. Miało być ciężko, ale wysiłek miały zrekompensować wspaniałe widoki na dolinę, w której znajdują się najpiękniejsze jeziora polodowcowe, a także największy w Tatrach wodospad – Siklawa. Jak się okazało na miejscu prawdopodobnie z uwagi na ostatnie załamanie pogody i opady śniegu szlak, którym mieliśmy przejść został zamknięty. Prawdę mówiąc braliśmy pod uwagę taką możliwość. Trudno może następnym razem warunki pozwolą na przejście tym szlakiem.
W promieniach słońca woda w Morskim Oku mieni się zielono – turkusową barwą, stąd chyba nazwa tego największego polodowcowego jeziora w Tatrach. Jest ono zasilane wodami Czarnostawiańskiego Potoku, spływającymi kaskadami Czarnostawiańskiej Siklawy oraz Mnichowego Potoku, tworzącymi Dwoistą Siklawę. Należy ono do nielicznych, naturalnie, zarybionych jezior tatrzańskich. W przejrzystej i natlenionej wodzie doskonale widać żerujące pstrągi.
Idąc na południe wzdłuż linii brzegowej doszliśmy do miejsca, z którego prowadzi kamienisty szlak w górę do Czarnego Stawu pod Rysami, drugiego dużego jeziora w Dolinie Rybiego Potoku. Ruszamy w górę pozostawiając w dole, otoczone szczytami i porośnięte wokoło kosodrzewiną i limbą Morskie Oko. Z uwagi na zwiększające się zachmurzenie w połowie drogi postanowiliśmy zawrócić i obchodząc wokół Morskie Oko dotarliśmy do schroniska.
Podczas krótkiego odpoczynku w ostatnich przebłyskach słońca udało mi się sfotografować ciekawskie orzechówki. Ta ze zdjęcia przez pewien czas wpatrywała się we mnie siedząc na ławce po przeciwnej stronie ławy. Po spakowaniu sprzętu ruszyliśmy w dół i w tym momencie zaczął dość padać deszcz. Z początku delikatnie a po chwili już dość intensywnie. Decyzja o powrocie okazała się trafna. Wędrówka w deszczu po śliskich głazach… – to mogłoby być mało komfortowe.
Dzień czwarty: Od świtu wspaniała pogoda. Ani jednej chmurki a niebo przechodzi od błękitu do ciemno niebieskiej barwy. Tak naprawdę dopiero teraz czuję, że organizm przyzwyczaja się do wzmożonego wysiłku a tu jutro już trzeba wracać. Taki niestety jest urok krótkich wyjazdów. Dziś ostatnia trasa do pokonania. Darek trochę zmodyfikował wcześniejsze plany tak byśmy mogli maksymalnie wykorzystać czas na podziwianie tatrzańskich widoków.
Ruszyliśmy z Brzezin, czarnym szlakiem, Doliną Suchej Wody – całkiem przyjemnie w cieniu lasu. Po jakimś czasie dotarliśmy do Psiej Trawki. To dawna tatrzańska polana położona na wysokości (1185m n.p.m). Po krótkim odpoczynku i fotografowaniu potoku ruszyliśmy w stronę „Murowańca”. Na szlaku jeszcze miejscami zalegał śnieg i lód, pozostałości po zimie. W „Murowańcu” skosztowaliśmy wspaniałej szarlotki z herbatką i ruszyliśmy w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego (1622 m n.p.m).
Po drodze wspaniałe widoki, soczysta wiosenna zieleń, rześkie powietrze i okryte śniegiem górskie szczyty. Im wyżej tym więcej zalegającego miejscami śniegu i piękniejsze widoki. Po dłuższym marszu naszym oczom ukazała się jeszcze zamarznięta tafla stawu. Jedynie przy brzegu lód już odpuszczał i widać było kamieniste dno. Czarny Staw Gąsienicowy to czwarty, co do wielkości staw Tatr Polskich. Zasilany jest wodami Czarnego Potoku wypływającego z położonego wyżej Zmarzłego Stawu (1788 m n.p.m).
Gdy słońce chowa się za otaczające Czarny Staw szczyty krystalicznie czysta woda w stawie nabiera ciemnej, niemal czarnej, barwy. Prawdopodobnie z uwagi na to zjawisko nadano mu taka nazwę. Wpływające do Czarnego Stawu Gąsienicowego wody Czarnego Potoku po pokonaniu, zamykającego staw od południa, skalnego progu opuszczają go kierując je w głąb doliny.
Wiedziałem, że w tym miejscu zabawimy dłuższą chwilę. Wspaniałe widoki na zamarzniętą taflę stawu i ośnieżone, majestatycznie wznoszące się ku niebu, skalne szczyty Orlej Perci i masywu Kościelca otaczające Czarny Staw Gąsienicowy. Nie sposób przejść obok takiego miejsca obojętnie. Niestety czasu nie da się zatrzymać a nas czeka jeszcze dość długa droga powrotna i troszkę się zgłodniało. Jeszcze z daleka rzut oka na Kasprowy Wierch i Świnicę, obiadek w schronisku i droga w dół przez las na parking do samochodu. Wieczorem przyszedł czas na spakowanie się do wyjazdu.
Dzień piąty: Po śniadanku i spakowaniu bagażu do samochodu jeszcze szybki wypad do Zakopanego. Krupówki to wspaniałe miejsce na zakupy – przecież nie wrócimy z pustymi rękami. Zajrzymy jeszcze na Słowację – tam również uzupełnimy zapasy. Droga powrotna nie była już tak przyjemna. Korki, objazdy… Pogoda również tak jakby się zmienia. Najważniejsze, że nam dopisała przez te cztery dni – dzięki czemu ten, choć krótki, wypad był w pełni udany.
Myślę, że jeszcze tu zajrzę, bo przecież te nasze Tatry są takie piękne…
Noo , pieknie to ujeles dobrze ze wieczornych gawęd nie opisałes powinnismy sie umówic i razem z rodzinami skoczyc w lipcu a jak nie to na „świstówke : skoczym w połowie września ! musimy bo to piekne miejsce …. ehhh było super!
Gawędy wieczorne, to już inna bajka. Co do wypadu na Świstówkę myślę, że coś zorganizujemy… Może jeszcze coś ciekawego zobaczymy.
Arturku czekamy czekamy i nic a wypad wrzesniowy w Tatry byl jeszcze bardziej udany!! zwłaszcza z naczelną ofermą przodownikem kontuzji mysle że kilka osób ma wilką chęc to przeczytac!
no i jak szefie ??? nie masz czasu?? bryke pucujesz ?? ::)